środa, 13 kwietnia 2011

Trzy godziny w ciszy

„Three hours silence” („Tre timer taushet”) to z pewnością nie jest gra. Inicja­ty­wa organizowana pod szyldem laivfabrikkken.no mogłaby być mylnie wzięta za larp. Ale ja nie wiem, co to jest, więc nazwijmy to eksperymentem. Idea polega na tym, że grupa osób zamyka się w pomieszczeniu na 3 godziny. Jedyną jasną za­sa­dą jest to, że nie mogą się do siebie odzywać.

Od jakiegoś czasu śledzę fantastyczny eksperyment o nazwie TimeHack – dzien­ni­karz BBC wykonuje codziennie jakąś niezwykłą (tj. nienależącą do rutyny dnia) czyn­ność i porównuje subiektywne odczucie czasu z tym, ile czasu dana czynność „fak­tycznie” zajęła. Matt Danzico robi różne rzeczy: buduje wieżę z książek, handluje na pchlim targu i spaceruje z pękiem balonów. Ale nie próbował siedzieć w ciszy przez trzy godziny. Ja próbowałam.

Wniosek przewidywalny – 3 godziny to dużo, bo zasadniczo nudno strasznie. Trudno brać to jednak za punkt odniesienia przy ocenie gry/eksperymentu, bo decydując się na udział w czymś takim, nikt chyba nie oczekuje „dobrej zabawy” w tra­dy­cyj­nym sensie tego słowa. Zamiast zabawy dostaje się kilka doświadczeń wartych zano­towania.

Struktura gry i co z niej wynika
Gra nie ma właściwie struktury ani zasad. Wchodzimy do pomieszczenia i nas­ta­wi­amy stoper, który zadzwoni po upływie 3 godzin. Wyraźnie powiedziane jest tylko, że nie można rozmawiać, mieć ze sobą książki, iPoda ani niczego, co odwracałoby uwagę od tu i teraz. Przed wejściem do pokoju każdy z uczestników zapisuje luźne frazy na kilku karteczkach: jakieś zadanie do wykonania, pomysł, pytanie, zagad­nienie do przemyślenia. Potem, już po wejściu do pokoju, uczestnicy losują po 3 takie notatki, a jeśli ktoś ma taką ochotę – więcej. Fredrik określił je mianem „ins­piracji” i pewna ogólność tego pojęcia stanowi podstawowy problem eksperymentu.

Reguły komunikacji i komunikacja reguł
Już sam tytuł jest problematyczny. „Taushet” to raczej milczenie, a nie – jak su­ge­ruje angielski tytuł – „cisza”. Ale prócz komunikacji werbalnej wykluczona też była komunikacja za pomocą wszelkich tworzonych ad hoc form języka migowego. Nie można było zatem „rozmawiać”. Nie było jednak dla mnie jasne, na ile komunikacja w ogóle jest dozwolona. Przykładowe „inspiracje”, które podawał Fredrik, skłaniały mnie raczej ku koncepcji wyizolowanych jednostek we wspólnej przestrzeni.

Ponieważ wykluczona została komunikacja rozumiana w tak intuicyjny sposób jak powyżej, jedyną formą kontaktu pozostawał kontakt poprzez przedmiot – wspólna zabawa przedmiotem czy jego wspólne użytkowanie.

I to chyba stanowiło najciekawszą część eksperymentu. Przepotężna nuda i ogra­ni­cze­nie środków ekspresji powodowały, że ludzie zaczynali eksplorować po­miesz­cze­nie i korzystać ze wszystkiego, co się dało: było więc budowanie domków z kart, wachlowanie dywanem, robienie orgiami… Krótko mówiąc – próba wzbicia się na wyżyny kreatywności, by tylko zabić nudę. A fakt, że w pomieszczeniu, które z re­gu­ły przeznaczone jest do medytacji, niewiele było przedmiotów, nie pomagał.

Dygresja: zasada no touch
Jeden z uczestników stwierdził, że właściwie to nie potrzebny jest nawet przedmiot, bo można użyć własnego ciała. I tu jest problem: po pierwsze nie, bo to narusza re­gu­łę braku komunikacji (którą ja chyba stosowałam zbyt silnie w porównaniu do resz­ty), po drugie nie, bo nie życzę sobie kontaktu fizycznego w grze. Czasem spo­tykam się ze zdziwieniem, kiedy wprowadzam zasadę „no touch”, więc kilka słów wyjaśnienia. Nie cierpię na neurozy czy inne lęki, które sprawiają, że boję się kon­taktu fizycznego. Po prostu odczuwam silny dyskomfort w wypadku takiego kon­tak­tu z niektórymi ludźmi. Nie potrafię uzasadnić, dlaczego, gdy idzie o część populacji, nie przeszkadza mi przytulanie się na do widzenia, ale gdy idzie o resztę, nie chcę nawet, by łapano mnie za ramię. A ponieważ ustalanie reguł: „Ty mnie możesz dotykać, ale ty już nie” jest mało eleganckie, więc łatwiej jest wprowadzić ogólną zasadę „no touch”.

Przestrzeń
Sporym technicznym problemem był dla mnie brak tlenu. Do dyspozycji mieliśmy ła­zien­kę, niewielką kuchnię i dwa pokoje, z których tytko jeden traktowany był jako właściwa przestrzeń gry, a reszta, jako kulisy. Wszędzie wentylacja była słaba, a zwłasz­cza w głównym pomieszczeniu, więc po subiektywnych 2 godzinach za­czę­łam się czuć zwyczajnie słabo i sennie. Niektórym przeszkadzały też dźwięki do­cho­dzące z zewnątrz (lokalizacja przy Olaf Ryes plass pełnym ogródków kawiarnianych nie sprzyjała kontemplacji ciszy).

Wnioski i nauki moralne
Tego typu eksperyment przesuwa odpowiedzialność na to, co się wydarzy, na wszyst­kich uczestników po równo. Oczywiście, to jest model idealny w każdej grze, ale przy tak ograniczonych środkach szczególnie wyraźnie było widać, jak niesłusznym jest podejście, które zakłada, że to inni dostarczą nam rozrywki.

Jasno też widać, jaka jest odpowiedzialność twórcy. Ponieważ ani Matthijs (autor pomysłu), ani Fredrik (który pomysł rozwinął) nie mieli do końca jasnej idei, jak eksperyment ma się toczyć, nic dziwnego, że pozostała trójka uczestników też nie wiedziała. To mogłoby tylko szczęśliwie zadziałać, gdyby przypadkiem okazało się, że wszyscy gracze mają podobne wyobrażenia czy intencje, ale ponieważ w tym wypadku nawet nie znaliśmy się dobrze, nie było to możliwe.

Subiektywne odczucie czasu: wydawało mi się, że minęło jakieś 2,5 godziny. Ktoś inny mówił, że dla niego to były 2 godziny i ok. 45 minut.

Istotny jest czas wykonywania eksperymentu oraz pora. Jazda próbna (godzinna) na HolmConie wypadała w niedzielę rano po dwóch dniach grania, kiedy większość ludzi była już zmęczona. Tym razem (w zwykłe wczesne niedzielne popołudnie) wszyscy byli pełni energii, która nie mogła trochę znaleźć ujścia.

Trzy godziny to też moim zdaniem za dużo. W tym czasie nie wydarzy się nic, co by się nie wydarzyło w ciągu godziny. Żeby efekt był znacząco inny, trzeba by zobaczyć, co dzieje się po 12 albo 24 godzinach. Ale na taki eksperyment już się nie piszę.

3 komentarze:

  1. Ja to bym pewnie poszla spac... albo jesc... I musialo byc meczace bo zrobilas wiecej literowek niz zazwyczaj :PP [w tym literowka tytulowa!] ;>

    OdpowiedzUsuń
  2. O rety, literówki? Pokaż, będziemy tępić.

    Spać... Tak, w pewnym momencie chciałam iść spać. Ale okazało się, że bez tlenu to i spanie mi słabo wychodzi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba wytepilas. Ja teraz mysle ciezko jak po angielsku nazwac milczenie nie uzywajac slowa silence.

    OdpowiedzUsuń