(Przepraszam za jakość zdjęcia. Nie zdążyłam dziś na światło dzienne.)
To był mój pierwszy kontakt z Lulu.com nie jako klienta, ale jako detepowca. Wcześniej zdarzyło mi się zamawiać stamtąd gry. Wszystkie książki miały wady, jakie pociąga za sobą druk cyfrowy (z wyginającą się okładką na czele), a do tego drukowane były na wybitnie paskudnym papierze offsetowym o dosyć niskiej gramaturze. Dlatego zaskoczyło mnie, kiedy dostałam wydruk Den lille boka na miłym w dotyku, kremowym papierze.
Pewnym kłopotem związanym z publikowaniem na Lulu jest ograniczony wybór formatów. Nie powinnam narzekać — 15 formatów do wyboru, szycie, klejenie, oprawa twarda i miękka, a nawet z obwolutą. Problem polega na tym, że nie wszystkie kombinacje działają. Próbowałam uniknąć klejenia, bo moje doświadczenia mówią, że klej z Lulu nie trzyma, ale ostatecznie okazało się, że dla wybranego formatu to jedyna opcja. Pozostaje mieć nadzieję, że poprawił się nie tylko papier, ale i jakość kleju.
Największą dziwnością było jednak dla mnie wymaganie przygotowania okładki w formacie png. Proszę, niech mnie ktoś bardziej doświadczony oświeci, czy to jest normalne? Nigdy nie zdarzyło mi się przygotowywać żadnego pliku do druku w png. Pdf, tiff, eps — owszem. Ostatecznie jakoś się jednak udało i książka jest. Dodatkowa rzecz, którą muszę dopakować do mojego kufra, który i tak pęka już w szwach. Mam nadzieję, że uda mi się jakoś odprawić jutro bagaż.
Calluna! Onomnom, ładniutkie.
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
OdpowiedzUsuńOwszem, Calluna. Szarpnęłam się nawet i kupiłam sansa, zapłacono mi bowiem w koronach norweskich. Po świętach zapraszam do obejrzenia na żywo, jestem pieruńsko dumna z tego, jak mi się udało zrobić dodatkowe ramki z tekstem pobocznym.
O, to ja bardzo chętnie zmacam, kremowy papier zachęca. Spokojnej podróży jutro i do zobaczenia po świętach (niemogęsiędoczekać, ranyrany!).
OdpowiedzUsuń