Poszłam na cmentarz z nadzieją, że lód rozmarzł na tyle, że uda mi się dokopać do Ibsena, ale gdzie tam. Znalazłam natomiast grób Ivera Iversena, typografa. Ciężko się musi człowiekowi leżeć pod takim kamieniem, na którym ktoś tak fatalnie potraktował przestrzenie międzyliterowe. Pomiędzy „Ty” a „p” zmieściłby się jeszcze jeden znak, końcowe „f” zażenowane tym faktem stara się uciec z wyrazu. Sam Iver zdaje się być dwojga imion: Iv er. Ironia losu, że akurat nagrobek typografa ma tak paskudne liternictwo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz