czwartek, 29 sierpnia 2013

A Taste for Murder

Na Po­lterZ­lo­cie za­gra­łam wresz­cie w A Taste for Murder Grahama Walmsleya. Au­tor jest bry­tyj­czy­kiem i jego gra też jest bar­dzo bry­tyj­ska. Do­ty­czy mor­der­stwa, któ­re ma miej­sce w jed­nej z po­sia­dło­ści w An­glii w la­tach 30–tych. Gra­cze wcie­la­ją się w człon­ków ro­dzi­ny, służ­bę, przy­ja­ciół domu i krew­nych. W skró­cie: Aga­ta Chri­stie + Do­wn­ton Ab­bey / Gos­ford Park.



Na po­cząt­ku two­rzy­my bo­ha­te­rów oraz re­la­cje mię­dzy nimi. U nas by­ła pani domu, Nora, któ­ra spro­wa­dzi­ła swo­jej cór­ce za­bój­czo przy­stoj­ne­go tre­ne­ra te­ni­sa imie­niem Sean, z któ­rym mia­ła ro­mans. Cór­ka Nory, Ja­cqu­eli­ne (ja­ko wy­zwo­lo­na ko­bie­ta w sze­ro­kich spodniach i z pa­pie­ro­sem wo­la­ła być na­zy­wa­na Jac­kie), tre­no­wa­ła kro­kie­ta i by­ła na­wet mi­strzy­nią hrab­stwa, ale bar­dziej niż grą in­te­re­so­wa­ła się swo­ją tre­ner­ką Kate (po­stać nie­za­leż­na). W domu go­ścił też Ha­rold Pye (nie my­lić z Pie), a self made man, kon­ku­rent do rę­ki pan­ny Jac­kie. Wy­co­fa­ny i spo­koj­ny Ha­rold kon­tra­sto­wał z ku­zyn­kiem Gor­do­nem (u­za­leż­nio­ny od ha­szy­szu i in­nych sub­stan­cji), któ­ry nie­daw­no po­wró­cił do ro­dzin­ne­go domu z po­dró­ży po Afry­ce i znów za­czął so­bie owi­jać wo­kół pal­ca No­rę (ciot­kę, ale na­zy­wa­ną przez nie­go mat­ką).

Każ­dy gracz do­sta­je sześć ko­stek i roz­dzie­la je na swo­jej kar­cie mię­dzy po­zo­sta­łe po­sta­ci. Sym­bo­li­zu­ją one wpływ, jaki ma na in­nych bo­ha­te­rów.

Sama gra dzie­li się na trzy akty: pierw­szy (w­pro­wa­dze­nie), dru­gi (do­cho­dze­nie), i trze­ci (ro­zwią­za­nie). Na sa­mym po­cząt­ku nie ma jesz­cze żad­ne­go mor­der­stwa. Sce­ny roz­gry­wa­ne są we­dług pew­ne­go sche­ma­tu. Za­wsze za­czy­na się od sce­ny zbio­ro­wej (lo­su­je się po­go­dę i wy­bie­ra oka­zję, np. chłod­no, acz sło­necz­nie + za­wo­dy strze­lec­kie). Do sce­ny do­łą­cza­ją wszy­scy po ko­lei. Wy­pa­da przy­wi­tać się z po­zo­sta­ły­mi i wy­mie­nić kil­ka uprzej­mych uwag (o po­go­dzie, sta­nie po­sia­dło­ści czy ostat­nich wy­da­rze­niach). Po­tem bo­ha­te­ro­wie za­pra­sza­ją się na stro­nę i za­czy­na­ją się sce­ny po dwie oso­by. W trak­cie tych scen je­den bo­ha­ter pró­bu­je wpły­nąć na dru­gie­go i zmu­sić go do zro­bie­nia cze­goś, cze­go tam­ten nie chce. I tak Nora mo­że za­pro­sić ku­zyn­ka Gor­do­na na prze­chadz­kę do ogro­du ró­ża­ne­go (zaw­sze na­le­ży po­dać, gdzie ma miej­sce sce­na). W jej trak­cie bę­dzie pró­bo­wa­ła zmu­sić go do po­zby­cia się dia­bel­skich fio­lek. Oczy­wi­ście nie moż­na od razu przejść do rze­czy. War­to wy­mie­nić kil­ka uprzej­mych uwag i po­wo­li zmie­rzać w stro­nę te­ma­tu za po­mo­cą alu­zji. Kie­dy już wia­do­mo, kto na kogo bę­dzie chciał wpły­nąć, wszy­scy rzu­ca­ją ta­ką ilo­ścią ko­ści, ja­ką za­pi­sa­li przy oso­bie, na któ­rą wy­wie­ra­ny jest wpływ. Ten, kto ma naj­wyż­szy wy­nik, de­cy­du­je, czy uda­ło się wy­wrzeć wpływ, czy nie. Je­śli tak, to po­stać, któ­ra wy­wie­ra­ła na­cisk, zy­su­je punkt (kost­kę) wpły­wu, a ta, któ­ra pod­da­ła się jej woli, tra­ci.

Akt pierw­szy ma dwie tury. Tura koń­czy się, kie­dy każ­dy miał już oka­zję za­pro­sić ko­goś na stro­nę.

Na za­koń­cze­nie pierw­sze­go aktu każ­dy z gra­czy za­pi­su­je na kar­tecz­ce imię po­sta­ci, któ­ra jego zda­niem po­win­na paść ofia­rą mor­der­stwa. Moż­na po­dać imię swo­jej po­sta­ci. Po­tem lo­su­je­my i dru­gi akt za­czy­na się od tego, że gracz, któ­re­go po­stać zo­sta­ła za­bi­ta, opi­su­je, gdzie i w ja­kim sta­nie zna­le­zio­no jego cia­ło. Od tej pory nie gra już swo­ją po­sta­cią, ale sta­je się In­spek­to­rem Cha­pe­lem (ma dwie kost­ki wpły­wu na każ­de­go, nikt nie ma wpły­wu na nie­go).

Sce­ny prze­bie­ga­ją po­dob­nie jak w pierw­szym ak­cie: są sce­ny zbio­ro­we i sce­ny na stro­nie. Jed­nak tym ra­zem pod­czas scen je­den na je­den po­sta­ci sta­ra­ją się na­wza­jem zmu­sić do wy­ja­wie­nia ja­kiejś bo­le­snej praw­dy o re­la­cji z za­mor­do­wa­ną po­sta­cią. Wy­cho­dzi przy tym mnó­stwo bru­dów na te­mat tru­pa. Gra­cze za­pi­su­ją ujaw­nio­ne fak­ty na kar­cie po­dej­rza­ne­go. Każ­dy ko­lej­ny fakt musi być bar­dziej pa­skud­ny – we­dług sche­ma­tu 1) Moja re­la­cja z X to A w se­kre­cie… 2) Co gor­sza… 3) Ale naj­gor­sze, że…

Kie­dy dwie po­sta­ci ma­ją uzu­peł­nio­ne kar­ty, za­czy­na się akt trze­ci i spraw­dza­my, kto jest mor­der­cą. Wszy­scy rzu­ca­ją ko­ść­mi wpły­wu i zwy­cięz­ca wy­bie­ra mor­der­cę. Po­tem od­gry­wa­my sce­nę aresz­to­wa­nia i ko­niec.



Podręcznik zawiera mnóstwo fajnych list, z których można sobie wylosować pogodę albo pomieszczenie, w którym odbywa się scena. Moim zdaniem dodaje to humoru, bo gra ma raczej lekki nastrój. Co prawda dzieją się rzeczy straszne, ale postaci są przerysowane. Sympatyzujemy z nimi, ale widzimy ich wady.

Je­śli ktoś nie czu­je się za do­brze w la­tach 30–tych i na­rze­ka na brak zna­jo­mo­ści re­aliów, pod­ręcz­nik mu w tym po­mo­że. Zwięź­le opi­sa­no tam wszyst­ko, co ko­niecz­ne: od za­sad zwra­ca­nia się do po­szcze­gól­nych człon­ków ro­dzi­ny, przez sta­tus ko­biet, prze­bieg ty­po­we­go dnia po opis po­sił­ków (z prze­pi­sa­mi).

Dla mnie A Taste for Murder to fajna party game. Taka erpegowa alternatywa dla planszówek.

---

Podziękowania dla Alicji, Artura, Jarka i Juliana (kolejność alfabetyczna) za przemiłą grę.
Obrazki pochodzą stąd. Epoka nie do końca się zgada, ale klimat – jak najbardziej.