środa, 30 marca 2011

Konstellasjoner/RelationSHIPS

RelationSHIPS to klaustrofobiczna gra Fredrika Hossmana. Wymaga minimum dwój­ki graczy, na HolmConie wypróbowaliśmy wersję na 4 osoby (Fredrik, Ole Peder, An­ders, Ina). Pojedyncza rozgrywka trwa 10 minut, zagraliśmy cztery takie tury. Był piątek wieczór, więcej byśmy nie znieśli. Mnie osobiście zależało też, żeby po­rząd­nie się wyspać przed kolejnym dniem konwentu.

W tej grze każdy przyjmuje rolę osoby znajdującej się w związku (można sobie o nim myś­leć jako o małżeństwie czy innej sformalizowanej instytucji; ważne jest, że traktujemy jako zupełnie normalny fakt, że instytucja ta obejmuje więcej niż dwie osoby). Można grać postacią dowolnej płci, w strukturę związku nie jest wpi­sany żaden podział płciowy. Istotne jest natomiast, że prócz graczy w związku znaj­duje się jeszcze jedna osoba (dowolny z graczy nadaje jej płeć i imię).

Na początku gry (czy raczej – tury) każdy z graczy losuje trzy karty, z których musi wykorzystać przynajmniej jedną jako podstawę do wypowiadanych słów. Karty po­zos­tają w ukryciu do końca tury. Przykłady kart: "To wszystko moja wina", "Wszystko jest święte" albo "Zapo­mi­nam o tym, co powiedziałem". Należy unikać wypowiadania tych fraz bezpoś­rednio. Moż­na odgrywać nie samą frazę, ale jej przeciwieństwo.

Poza tym jeden z graczy ciągnie kartę, która określa sytuację rozmowy, np. „Stra­ci­łem pracę”, „Ktoś z naszej grupy mnie okrada”, „Jestem chory psychicznie”. Osoba ciągnąca kartę może przedmiotem zdarzenia uczynić siebie lub kogoś innego. Tak naprawdę duże znaczenie ma, kogo będzie dotyczyć karta, bo na tę osobę prze­su­nięty jest spotlight. Kiedy jedna z postaci oznajmiła pozostałym, że straciła pracę, uwaga wszystkich skoncentrowała się na niej, na tym, żeby ją pocieszyć albo prze­ciw­nie – żeby udowodnić, że jest bezużyteczna.

Struktura samej gry jest dosyć luźna, po prostu toczy się rozmowa zgodnie z su­ges­tiami kart. Wbrew pozorom mają one większy wpływ na rozgrywkę niż mogłoby się wydawać.

Przykład ilustrujący dwie ostatnie tezy. W ostatniej turze Fredrik przypisał bo­ha­terowi Andersa kartę, która mówiła, że bohater ten był niewierny. Mieliśmy ciekawy rozkład płci – wszystkie postaci poza postacią Andersa były kobietami. Dodatkowo, jak się później okazało, karty pozostałej trójki graczy wymierzone były przeciwko mężczyźnie („Nie wierzę ci”, „Już cię nie potrzebuję”), podczas gdy Anders wylo­so­wał karty, które nakazywały mu być posłusznym (oczywiście, mogliśmy odgrywać przeciwieństwa kart, ale nikt nie miał na to ochoty). W ten sposób na jedynym męż­czyź­nie skupił się cały spotlight, i to spotlight w tym negatywnym sensie.

Próbowaliśmy też przypisać kartę sytuacji osobie nieobecnej, ale spotlight szybko został ukradziony przez Olego, który miał kartę "To wszystko moja wina", więc trudno mi powiedzieć, jak to działa dla bohatera nieobecnego.

Gra jest klaustrofobiczna i momentami można mieć wrażenie bycia częścią sekty albo komuny o dziwnych zasadach, a momentami przechyla się w stronę groteski i przypomina fikcyjne kłótnie („Nie rób scen!”). Trudno mi powiedzieć, czy dobrze się bawiłam, czy nie. Na pewno gra działa, natomiast doświadczenie jakie generuje mocno zależy od grupy i od kart, które się wylosuje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz