Autorstwo gatunku role playing poem ginie gdzieś w archiwach forum Story Games, często też przypisywane jest (przynajmniej w jego norweskim wydaniu) Tomasowi Mørkridowi. Chyba jedyną wydaną dotychczas antologią tego typu gier jest 24 Game Poems Marca Majchera z 2010, sporo jest ich też na blogu Norweskiego Stylu. Poematy są jednak na tyle proste, że właściwie każdy może jakiś wymyślić i to bez tego niewygodnego uczucia, że właśnie staje się projektantem gier.
Poemat trwa bardzo krótko (zazwyczaj 15 minut) i przybiera najczęściej postać luźnej improwizacji. Nie korzysta się z kostek, ale zdarza się, że różne inne obiekty okazują się być przydatne. Poemat czasem ma mistrza gry, czasem nie; czasem każdy gracz ma przydzieloną szczególną funkcję, a czasem po prostu wszyscy są równouprawnionymi bohaterami; czasem gra ma narzucony ton śmiertelnie poważny, czasem to czysta groteska i humor. Co istotne, czasem można ją rozegrać przy stoliku, jak każde tradycyjne stolikowe rpg, a czasem wymaga specjalnych warunków, bo przybiera charakter bardziej larpowy.
Kilka przykładów wesołych poematów, w które udało mi się zagrać.
Jesus Bamsemums!
(Bamsemums to jest taki marsmallow w czekoladzie w kształcie misia.) Na ostatnim Rollespillsalong motywem przewodnim okazał się być Szatan i Jezus. W tej grze są trzy typy postaci: Jezus, Szatan, utensylia kuchenne wraz z przyległościami. Jezus jest głodny i bardzo chce zjeść niezdrowe śniadanie, a Szatan mu w tym przeszkadza, obdarzając życiem przedmioty znajdujące się w kuchni. W nie właśnie wcielają się pozostałe osoby. Gra trwa do śmierci Jezusa, zjedzenia śniadania lub do upływu 15 minut.
W naszym wypadku rozgrywka była mocno ustrukturyzowana. Szatan niemal ustawiał Jezusowi kolejne sceny i wyznaczał mu możliwości działania przez przydzielanie ról pozostałym graczom. Oczywiście nie jest tak, że dana osoba odgrywa np. korkociąg albo kiełbasę (pølse!) przez 15 minut. W ciągu całej gry rola może zmienić się nawet kilka razy.
Szatan cię nienawidzi
Mamy Szatana, który pełni rolę MG, bohatera K z wczoraj, bohatera K z dzisiaj oraz jego przyjaciela F. Gra opiera się na skokach w czasie między wczoraj, kiedy K (zapewne za namową F) potężnie się upił, a dzisiaj, kiedy skacowany K idzie do pracy. Szatan ustawia sceny, wydając proste instrukcje, np. „F dzwoni do K, żeby zapytać go o plany na wieczór”, po czym oddaje scenę graczom. Dodatkowo jego rolą jest kuszenie K po to, by wpakować go w jak największe kłopoty. Robi to, przez podsuwanie myśli, które pojawiają się w głowie K. W ostatniej scenie K z wczoraj i K z dzisiaj zamieniają się rolami.
Tę grę rozegrałam też z chłopakami w Setskog, którzy nie mają tak mocnego alternatywnego zaplecza, jak uczestnicy HolmConu czy przynajmniej część osób pojawiających się na Salonie, a mimo to poemat zadziałał bardzo dobrze. Jedyne, czego trzeba, to zdolnośc improwizacji i szybkiego myślenia.
Panowie żartobliwie (albo i nie?) narzekali też, że to nie jest gra, bo nie ma w niej punktów doświadczenia. Ale w poematach i to nie musi być regułą.
Powrót do Katakumb Przerażających Bogów
(Tłumaczenie zawodzi. Oryginał: „Return to Terrorgudens dødsgravkammer”.) Tu zapewniona jest prawdziwie epicka przygoda oraz punkty doświadczenia. W pewnym sensie jest to parodia D&D. Grę rozpoczynamy z mapą kazamatów przed sobą. Jeden z graczy przyjmuje na siebie rolę Mistrza Podziemi, pozostali to bohaterowie. Tworzenie postaci jest bardzo proste: „To ja jestem krasnoludem z wielkim toporem”, „A ja półelfem z sejmitarem”. MP wskazuje w lochach lokację i ustawia scenę. Gracze kierują działaniami swoich postaci tak, by zdobyć jak najwięcej punktów doświadczenia. Postaci nie rywalizują ze sobą. Rola MP jest zupełnie tradycyjna, z tą tylko różnicą, że nikt tu nie rzuca kostkami. Po skończonej scenie kto inny przejmuje jego funkcję.
Bardzo dobrze zadziałała nam funkcja przejściowego MG. Część osób na Salonie nie miała problemów z prowadzeniem, ale dla niektórych nawet tak mała odpowiedzialność była sporym wyzwaniem, a mimo to poziom był dosyć równy, co tylko potwierdza moje przypuszczenia, że taki typ tworzenia opowieści jest dosyć naturalny, choć sprawdza się tylko przy krótkich historiach.
Granie w poematy nasuwa mi kilka pytań i wątpliwości związanych głównie z terminologią. Nie mam problemu z określaniem role playing poems jako gier, ale już „sesja” czy „przygoda” zupełnie mi tu nie pasują.
W następnym odcinku: kilka kolejnych przykładów, coś o poważnych poematach, coś o freeformie. W przerwie mam nadzieję na jakieś refleksje pofastavalowe.
Chciałam też zalinkować do wszystkich wspomnianych gier, ale mam je niestety tylko w wersji papierowej i to w dodatku po norwesku. Jeśli coś się w tej kwestii zmieni, poczynię uaktualnienia.
ja chcę Jesus Bamsemums. å jaaa! (øya?)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia z Setskog.
OdpowiedzUsuń