To miała być kolejna (po tej poświęconej Spider-Manowi) dyskusja z Arturem i Staszkiem. Tym razem nie udało się rozmowy skończyć, a od premiery filmowej minęło na tyle dużo czasu, że emocje zdążyły już opaść, zdecydowaliśmy się więc jej nie kończyć. Poniżej prezentuję zatem trójgłos o Batmanie.
Staszek: Jaki diabeł podpowiedział Nolanowi, że im więcej postaci, wątków i tematów, tym lepszy film? Chaos, który rodzi się z tego bałaganu, jest pierwszym powodem mojego rozczarowania. Przyczynę drugą natomiast najlepiej ilustruje końcowe odstrzelenie Bane'a. Podobnie jak przy Niesamowitym Spider-Manie nie mogę się pozbyć myśli: „Gdybym w taki sposób uśmiercił antagonistę podczas sesji RPG, gracze wypominaliby mi to do końca życia”. Co więcej, zakończenie wątku Bane'a ma dla mnie bardzo przykrą wymowę symboliczną: „Klasy niższe, zdążyłyście się już wyszaleć, a teraz wracajcie tam, gdzie wasze miejsce”. Czy Mroczny Rycerz powstaje jest filmem o tym, iż ze zrywu wykluczonych przeciwko uprzywilejowanym nie może wyniknąć nic dobrego, chyba że ci pierwsi zrozumieją swój błąd (jak Catwoman) i dołączą do tych drugich? Jeżeli na tym ma polegać krytyka społeczna, to ja dziękuję.
Artur: Może próbował przewyższyć pod tym względem Mrocznego Rycerza. A może to wynik próby połączenia dwóch odmiennych konwencji: z jednej strony politycznego thrillera, jakim była druga część Nolanowskiej trylogii, a z drugiej – komiksowej opowieści (choć okrytej płaszczykiem realistycznej estetyki) w stylu Batmana: Początku.W efekcie jednak brakuje czasu na pełniejsze rozwinięcie któregokolwiek z wątków, oprócz Bane'a warto wspomnieć choćby o relacji Alfreda i Bruce'a czy komisarza Gordona i Johna Blake'a – w pierwszym akcie mamy dobre, pełne dramatyzmu sceny, kiedy skrywane od Mrocznego Rycerza sekrety zostają wreszcie zdradzone, później jednak brakuje domknięcia i konsekwencji wyjawienia prawdy o wyborze Rachel czy zbrodniach Harveya Denta. Ten drugi wątek łączy się z kwestią przesłania, o której wspomniałeś – choć na przykład wątek Johna Blake'a łagodzi nieco tę pesymistyczną wymowę, to faktem pozostaje, że krytyka społeczna ogranicza się do kilku prostych i przypadkowych scen, a przedstawiciele klas wyższych raczej nie doczekują się kary (słusznej – bo śmierć z rąk Bane'a lub wyrok rewolucyjnego trybunału są wyraźnie potępione). Nie wspominając już o argumentacji przeciwko budowaniu elektrowni atomowych bo „terroryści mogą je przejąć i zamienić w bombę”. Trudno sobie nie wyobrażać, jak by to mogło wyglądać, gdyby trochę ten film „odchudzić”. Czy to jednak oznacza, że nie odnajdujemy w Mroczny Rycerz powstaje żadnych zalet? A może wady tak nas smucą, bo są w tym filmie również rzeczy dobre (nie wspominajmy może o rozbuchanych oczekiwaniach po Mrocznym Rycerzu.
Karina: Prawdę powiedziawszy mnie zalety odnaleźć trudno i skłaniam się raczej ku ostrej krytyce filmu. Bo to opowieść bez głównego bohatera, bez myśli przewodniej, bez ustalonej estetyki. Mnie przypomina ona teledysk. Albo raczej – bardzo długi trailer, w którym zarysowane są różne ciekawe wątki, lecz – jak sam zauważasz, Arturze – zupełnie nie rozwinięte. Gdybym miała już szukać jakichś plusów, to pewnie zdecydowałabym się na grę aktorską. Kobieta Kot wybuchająca płaczem, by po chwili znów przybrać zimną maskę oraz Alfred na cmentarzu o zdecydowanie higlighty tego filmu. Podobnie jak głos Toma Hardy’ego w roli Bane’a. (Niewiele poza głosem, bo twarzy nie widać. Znów pozwolę sobie ponarzekać na zamaskowanych bohaterów.)
Wątek Bane’a wydaje się zresztą najbardziej rozwinięty i zarazem najciekawszy. Niech argument mój wzmocnią takie recenzje obrazu jak To Bane jest Mrocznym rycerzem albo Bane wiodący lud na barykady. Dodajmy do tego kontrast pomiędzy jego obecnością na ekranie a tym, jak często pojawia się de facto główna antagonistka, Talia. I na deser dodajmy, że po sieci krążą informacje o tym, jakoby scen z Banem nakręcono więcej. Ja na pewno chciałabym je zobaczyć. Z drugiej strony nie wyobrażam sobie, żeby Mroczny Rycerz Powstaje mógł znieść bez szwanku wydłużenie choćby o minutę. W świetle tego wszystkiego muszę się zgodzić w pełni ze Staszkiem: sposób, w jaki ginie Bane, jest niesamowicie słaby. Znajomy, z którym dyskutowałam po filmie, zasugerował, że być może Bane wcale nie ginie, że jego zdaniem montaż nie daje tego jasno do zrozumienia. Właśnie, montaż. Chyba wszyscy się zgadzamy, że za dużo, za szybko i niekonsekwentnie. Postaci pojawiające się tylko na chwilę, żeby mogły powiedzieć swoją kwestię. Kilkakrotne uwalnianie policjantów. Pewnie sami możecie podać więcej przykładów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz