Fragment z francuskiej (oryginalnej) wersji ze strony autora. |
Mam taką zasadę, że najpierw przeglądam obrazki. Jeśli to nie mój styl, to choćby nie wiem jak porywająca była historia, nie będę chciała jej czytać. Delisle urzekł mnie od razu dużą prostotą: kadry są przeważnie kwadratowe, od czasu do czasu pojawia się poziomy prostokąt. Kreska jest prościutka, niemal jak szkic czy karykatura, albo jeszcze inaczej - plan kadrów, jakie mają się pojawić w animacji. Bo Delisle faktycznie zajmował się wcześniej animacją. Rysunki komiksowe robi techniką tradycyjną (najpierw ołówek, potem tusz). Drobiazg, który mnie urzeka: jeśli pojawia się kilka kadrów, na których nic się nie dzieje, nic się nie zmienia, i tak wszystkie one rysowane są osobno. Można to zauważyć tylko dzięki drobnym detalom.
Bruma Cronicles, tak jak Pyongyang i Shenzhen, to travelogues — dzienniki z podróży. Delisle rozbija się po świecie, czy to wysyłany przez studio animacji, dla którego pracuje, czy to ze względu na akcje Lekarzy Bez Granic, dla których pracuje jego żona.
Fragment z francuskiej (oryginalnej) wersji ze strony autora. |
Na początku obawiałam się, że natknę się tu na tanią orientalizację, na zarzucenie czytelnika egzotycznością. Albo poważnych rozważań człowieka z wolnego-i-bogatego-Zachodu nad uciskiem w kraju rządzonym przez wojskową juntę. Nic z tych rzeczy. Historia jest bardzo osobista — Delisle notuje reakcje lokalnych mieszkańców na jego kilunastomiesięcznego syna, cierpienia z powodu temperatury i kłopoty ze znalezieniem tuszu potrzebnego do skończenia ilustracji. Sytuację polityczną kraju kreśli zwięźle, zaskakująco dobrze wyjaśniając skomplikowane kwestie. Najbardziej urzekają mnie jednak fragmenty, w których pokazuje jak łatwo umierają wielkie plany. Gdy dowiaduje się, gdzie mieszka Aung San Suu Kyi stwierdza: „Będę codziennie o tej porze próbował przedostać się na tę ulicę na znak mojego poparcia!”. Kilka kadrów dalej widzimy, co Delisle faktycznie robi następnego dnia o tej samej porze. I nie jest to bynajmniej próba przedostania się do domu noblistki.
Delisle skończył niedawno kolejny dziennik z podróży, tym razem do Izraela. Można zobaczyć krótki filmik, w którym rysownik mówi o swojej pracy, podróżach, a także pokazuje swój warsztat. Ja tymczasem pochłaniam jego wcześniejsze dzienniki: chiński i północnokoreański.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz