niedziela, 27 marca 2011

HolmCon

Pisane w pociągu powrotnym z HolmConu, radosnego konwentu w Holmestrand (godzina drogi od Oslo), zorientowanego głównie na gry fabularne. Kon or­ga­ni­zowany jesty przez jednego z norweskich projektantów gier w jego domu.

Norwegowie są rozpieszczeni przez swój krajobraz. Jadąc pociągiem relacji Oslo-Holmestrand można podziwiać tak piękne widoki, że dech w piersiach zapiera. Na pew­nym odcinku pociąg jedzie tuż przy brzegu i jedyne, co widać z okna, to po­tęż­na po­łać wody skutej lodem. Holmnestrand jest miasteczkiem malowniczym, pełnym tych małych drewnianych domków, które tak lubię. Dotarcie na samo miejs­ce kon­wen­tu to spore wyzwanie, bo droga wiedzie niemal pionowo przez dobre dwa­dzieś­cia mi­nut. Na szczęście potem można spędzić cały weekend w domku z ta­ra­sem i wi­do­kiem na fiord, jedząc ciastka.

W Itras City jest taka postać, od której nastroju zależy pogoda w mieście. To musiał być dla niej wyjątkowo szczęśliwy weekend, bo temperatura była na tyle wysoka, że sesja Fabuli odbyła się na tarasie. (Nie, to nie znaczy, że śnieg stop­niał.)

HolmCon – suche fakty

Dwadzieścia kilka osób, 27 oficjalnych punktów programu (w większości rpg, każdy jest zobowiązany coś poprowadzić), kilka nieoficjalnych (Archipelago, Burning Wheel i inne, których nie pamiętam). Dwójka Finów, jedna Polka, reszta Norwegów.

W co zagrałam?

Piątek: Anatomia Turinga (jako facilitator), Konstellasjoner
Sobota: Matthijs' Obskuriteter (Recursive Tales of the Infinite Multiverse, Pebble, Catherine), Itras City, Ganakagok (jako GM)
Niedziela: Contenders

Właściwie wszystko zasługuje na przynajmniej kilka uwag, będę je spisywać w naj­bliż­szym czasie. Przerażające jest tylko to, że żadna z tych gier nie okazała się ewi­dentnym crapem. Było parę dziwnych (Catherine, Pebble, Konstellasjoner), kilka okrutnie zabawnych (Recursive Tales of the Infinite Multiverse, Contenders), Ana­to­mia była bardzo dobra, Itras By było świetne, a z Ganakagok gracze byli bardzo za­do­woleni. W pewnym momencie zaczęliśmy z gospodarzem przeglądać nawet półki w bi­bliotece w poszukiwaniu jakiegoś syfu, w który można by zagrać dla zachowania rów­nowagi. Znalazło się parę naprawdę przerażających rzeczy, np. gra, w której świat został zaatakowany przez Obcych, ale istnieją ludzie, którzy potrafią przeniknąć do umysłów najeźdźców; albo inna, pełna niesamowitej komunistycznej propagandy gra o ataku Związku Radzieckiego na USA (oba to pro­dukty lat 90tych z fantastyczną estetyką tamtego okresu).

Bardzo chciałam zagrać, ale nie mogłam (z powodu kolizji czasowych): Fabula Tomasa Mørkrida i RATS Mai Kvendseth, chciałam też zobaczyć Pillow Talk Erlenda Eidsema, ale prowadzący sam zjawić się nie mógł (chyba jedyna rzecz, która fak­tycz­nie wyleciała z programu).

Z rzeczy wartych odnotowania są jeszcze naleśniki smażone na gigantycznej patelni, wielkie i doskonałe. Chyba jedne z najlepszych, jakie udało mi się zrobić.

Poza tym dostałam zaproszenie na Ropecon do Finlandii (tylko 25 euro wejściówki!), ale to odległa przyszłość. W planach jutrzejszy Rollespillsalong, kwietniowy Fastaval i czerwcowy Arkon.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz