wtorek, 29 marca 2011

Anatomia Turinga

Na HolmConie każdy zobowiązany jest przynajmniej raz w ciągu całego konwentu zor­ganizować innym rozrywkę (w większości przypadków oznacza to po prostu po­pro­wadzenie/zaprezentowanie jakiejś gry). Ja wybrałam Anatomię Turinga, grę lucka, w którą zdarzyło mi się grać raz wcześniej (tu jest AP lucka z tej sesji). Zgod­nie z har­monogramem zaczęliśmy w piątek o 18.00, sesja trwała około godziny.

Sytuacja w grze jest następująca: oto zmarł (czy raczej – popełnił samobójstwo) wiel­ki matematyk Alan Turing, właśnie zakończył się jego pogrzeb. Rodzina i przy­jaciele spotykają się przy herbacie (angielskiej! z mlekiem!) i ciasteczkach ow­sia­nych, żeby podyskutować o zmarłym. Każdy wciela się w wybraną przez siebie rolę. Potem wyciągamy różne obiekty z koperty zawie-rającej resztki po zmarłym, to znaczy rzeczy, które Turing miał przy sobie, gdy znaleziono jego ciało. Przedmioty inspirują poszczególne sceny. Jeden obiekt to jedna scena. Kiedy ktoś nie chce już dłużej brać udziału w danej scenie, odsuwa od siebie kubek z herbatą. Celem dys­kusji jest sprowadzenie Turinga, nieprzeciętnego umysłu, do naszego, prze­cięt­nego poziomu.



Skład osobowy/postaci: Matthijs (kochanek Turinga), Ole Peder (wuj, uważał, że Alan powinien iść w jego ślady i zająć się biznesem), Fredrik (matka Alana, całe życie widziała go jako „swojego Alanka”), Ina (młodsza siostra, która podziwiała Alana).
Zasady gry mówią, że pierwszą scenę powinien rozpocząć ten, kto prezentuje po­zos­tałym grę, bo ta osoba czuje się przypuszczalnie najpewniej. Mój casus tego nie pot­wierdza. Wszyscy gracze znali się wcześniej, Ole i Matthijs grali ze sobą dużo. Dla mnie to była pierwsza gra w takim składzie.

Przedmioty: klucze, jabłko, ołówek z gumką, krzyżówka, zdjęcie mężczyzny, puszka cukierków, żuraw orgiami.
Zmieniłam kilka rzeczy w stosunku do wyjściowego zestawu, bo zwyczajnie nie zdążyłam/nie mogłam ich zdobyć.

Co się działo:
  • mieliśmy mocno zarysowaną dynamikę rodzina versus obcy (kochanek), pojawiały się zarzuty o zbyt mocną kontrolę ze strony matki (fan­tas­ty­czna scena ze wspomnieniem kochanka: piekł dla Alana ciasto, jab­łecz­nik, gdy było gotowe, Alan zrzucił je ze stołu – takie ciasto piekła jako matka), był brak akceptacji rodziny co do orientacji seksualnej Alana, nikt też nie chciał uwierzyć w samobójstwo
  • mieliśmy konflikty o to, że działania Alana były bezsensowne i nikt ich nie rozumiał, co dobrze realizowało przesłankę sprowadzania geniusza w dół; to wyrównywanie do swo-jego poziomu rozciągnęło się na wszystkie postaci – umniejszony został sukces finansowy wuja, skrytykowane barwne życie kochanka
Na zakończenie podzieliliśmy się przedmiotami po zmarłym.

Gra przebiegała płynnie z jedną małą przerwą na upewnienie się, że wszyscy ro­zu­mieją zasadę z odsuwaniem kubka. Miałam wątpliwość, czy ten mechanizm fak­tycz­nie działa, bo ja (i jak zauważyłam – nie tylko ja) mam tendencję do koń­cze­nia scen w najbardziej emocjonującym momencie. Najchętniej rzuciłabym coś pro­wo­ku­ją­ce­go i odsunęła kubek. Ale osoba, która nie bierze udziału w scenie może tylko za­da­wać pytania. Zaś w takiej sytuacji to raczej reszta, która ciągle jest w scenie, miałaby ochotę pytać osobę, która scenę opuściła.

PDF z zasadami, z którego korzystałam, nie zawierał techniki, z której używaliśmy podczas sesji z luckiem, tj. kiedy przywołujemy jakieś wspomnienie, to nie opo­wiadamy o nim, ale je odgry-wamy. Wtedy pozostałe osoby przyjmują tymczasowo role osób obecnych we wspomnieniu. Pamiętam, że było z tym małe zamieszanie, brakowało nam jakiegoś rytuału, jakiejś zmiany przestrzeni, żeby zaznaczyć, że coś takiego się dzieje, więc w sumie jestem zadowolona, że nie wprowadziłam tej techniki. Wyszło chyba z korzyścią dla dynamiki gry.

Ze spostrzeżeń natury społecznej: mieliśmy sporo mówienia śmiesznymi głosami (Ole Peder jest w tym mistrzem świata) odgrywania i pseudo immersji. To znaczy teoretycznie było niby poważnie, ale jednak był spory dystans do tego, co robiliśmy. Wszyscy mieli podobny wkład w sceny, nikogo nie trzeba było zmuszać czy zachęcać. W porównaniu do mojej poprzedniej sesji Anatomii, miałam wrażenie, że ta była swobodniejsza.

Jestem dosyć zadowolona z gry. Mogło być lepiej, ale traktuję to jako dobrą roz­grzew­kę przed resztą HolmConowych gier. Kilka uwag jednego z graczy też w pier­wszym poście na forum Hyperiona.

1 komentarz: